Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 182.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Krzyknął rozpaczliwie. Sam był! Nikogo!
Dopieroż tym jękiem zbudzeni nadbiegli doń. Starzec, niemowa, co spał jak bobak oddawna, chciał wstawać. Śmieli się z niego.
Wyciągnął ręce chude, kościste nogi obnażył, pięścią kamienną bił, rozkazując się prowadzić.
Musieli.
Skórę niedźwiedzią zarzucili mu na ramiona nagie. Słaniał się na nogach, lecz szedł. Szedł dysząc, pchał do wrót, kazał się nieść, dźwigał. Twarz wybielała i martwa, trupia, odżyła, tylko ust tych, wiecznie otwartych zamknąć nie mógł. Jak widmo z drugiego świata, stanął za Redą w progu, właśnie, gdy Marger z otwartymi ku niéj i narzeczonéj biegł rękoma.
Z piersi starca jęk się wyrwał niezrozumiały a potężny; wołał go do siebie. Chude obrosłe ręce wyciągnął, pochwycił chłopca w objęcia, głowę siwą położył na jego ramieniu — i skonał.
Ostatni oddech starca, co życie całe walczył z wrogami i nienawiścią ich konał lat tyle, wstąpił w piersi wnuka.
Gdy Reda obejrzała się na to straszne zjawisko, Walgutisa musieli już ludzie podnieść na rękach, stężałego, zimnym trupem.
I co wracać mieli na gródek z pieśnią radosną, wszyscy zanucili raudę, boleści pełną i łez, starą raudę, z którą od wieków Litwę na stos wiedziono.
Szli wszyscy za zwłokami do domu, a wielka radość obróciła się w łzy i smutek. Z całego grodu zbiegali się ludzie, dopytując o starego, który choć tyle lat konał, zawsze go czuć było, zawsze jeszcze z niego czasem życie jak płomień buchało jasny.
Począł się więc obrzęd pogrzebowy, wedle prastarego obyczaju.
Złożono zwłoki na zwykłéj pościeli, która się teraz stała — śmiertelną (patałas) — wtoczono beczkę alusu i otwarto drzwi, aby wszyscy nieboszczyka mogli raz ostatni pozdrowić.
Stare niewiasty poczęły obmywać ciało i wdziały na nie długą koszulę, zdawna przygotowaną, włożono mu wiżos (chodaki) na nogi i posadzono trupa na ławie, w rogu izby, ostawiwszy pałkami, których dawniéj w boju używał, a dziś one go podtrzymywały.
Tłum ludu stał dokoła starca, czerpał z beczki, przepijał do nieboszczyka i śpiewał:
— Pijemy do ciebie, panie miły, dla czego-żeś umarł? czemuś nas osierocił?
Każdy po swojemu pozdrawiał, nucił i zwrotkę kończył jednakowo:
— Dla czegoś umarł? czemuś nas osierocił?
— Nie miał-żeś co pić, co jeść? nie byłoż dostatku w domu? nie było ci służyć komu? Dla czegoś umarł? czemu-żeś nas osierocił?
— Nie miał-żeś odzienia, sprzętu, pełnych skrzyń i zasieków? na czém ci w domu zbywało? Dla czegoś umarł? czemuś nas osierocił?