Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Reda, pogrzebem znużona, leżała chora i znękana. Marger teraz był głową rodu i wodzem. Ona pierwsza, ściągnąwszy się z łoża, pochyliła mu się do kolan.
— Wczoraj byłam matką i panią, dzisiaj-em sługą! Rozkazuj ty.
Zawołała starszyznę.
— To pan wasz! — rzekła, wskazując, i powróciła płakać na swe łoże, a Baniuta siadła u nóg, wtórując téj boleści.
Marger znalazł się nagle wodzem, panem i zadrżał w duchu. Ci ludzie patrzali nań i czekali; on nie wiedział, co miał rozkazywać. Miłość dla dziewczęcia, które chciał poślubić, smutek, postrach, potrzeba było otrząsnąć z siebie; na nie czasu nie miał; bronić się musiał.
Z głową, jakby upojeniem zmęczoną, wstąpił na najwyższy szczyt, na wieżę, aby się obejrzéć dokoła i poznać swoje Pilleny. Stały jak wrosłe w pagórek, silne, groźne, obronne; a ludzie, co się u nóg jego mrowili, byli i liczbą, i siłą, i odwagą do osadzenia grodu starczący.
Kunigas przypomniał sobie Malborg, mury jego rozległe, ściany kamienne, wieżyce potężne, baszty, w których ścianach izby się mogły pomieścić. Pilleny drewniane wydały mu się jakby wielką chatą na rozdrożu.
Przypomniał krzyżackie zastępy, lik knechtów, oręże ich, zbroje, kusze, machiny, wojenną wprawę i siłę, i zadrżał. Stanęła mu przed oczyma przyszłość, mordercza walka i bohaterska śmierć, nieuchronna.
Albo potrzeba było uchodzić ztąd, ocalając ludzi i siebie, gdzieś w lasy i otworem zostawić granicę, lub na niéj w obronie paść.
Marger dumał; na oczach mu stała Baniuta, szczęście, spokój, dwór gdzieś w puszczy i ognisko domowe.
Wtém, gdy stał tak zatopiony w sobie, ta, którą porzucił płaczącą na pościeli, Reda, z rozpaloną twarzą, z włosami jeszcze rozpuszczonemi, w sukni poszarpanéj, wdrapała się na wieżycę. Stała chwilę niepostrzeżona, patrząc z dala na syna, — coś wyczytać musiała z twarzy chmurnéj, targnęła go za ramię.
— Tyś tu wodzem teraz — rzekła — co myślisz czynić?
I wzrok w nim utopiła.
— Niemiec silny jest — rzekł Marger — my się tu tak, jak Walgutis na tym stosie, spalimy.
Reda czekała milcząca.
— Nie obronimy się — dodał Kunigas.
— Milcz! — przerwała mu matka. — Nie obronimy się! zginiemy! Tak; ale się bronić musimy do kropli krwi ostatniéj.
Duch dziada i ojca wstał-by z mogiły przekląć cię, i ja-bym cię przeklęła, gdybyś gniazdo opuścił ze strachu!!
Gdym na łożu leżała, ogarnęła mnie trwoga. W matce i synu jedna jest dusza; coś ty pomyślał, tom ja odczuła. Kochasz dziewczynę, chce ci się