Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szczęścia, porwał-byś ją i zbiegł, a tę dziada mogiłę dał wziąć bez kropli krwi wrogom?! Ty?!
Marger zadrżał i pobladł; duma rycerska wstąpiła w piersi jego, duch dziadowski.
— Nie — zawołał Marger — zobaczysz; obronić nie potrafimy, ale umrzéć potrafim.
Rozśmiał się uśmiechem nie krzyżackiego wychowańca, ale dzikiego człowieka.
Reda spojrzała mu w oczy.
— Mój syn jesteś! — szepnęła.
Nie obracając się już ku niemu, poczęła szybko schodzić z wieży, samym go tu zostawiając.
Marger w duszy wydał już był wyrok na siebie.
— Dzień szczęścia, a potém... śmierć!!
Wpół wschodów siedział skurczony Szwentas i zaparł mu drogę.
— Kunigasiku — odezwał się — zamek twój niczego; ale to kupa chrustu, nas tu upieką Krzyżacy. Szkoda ludzi i nas szkoda. Co mówisz, Kunigasiku?
— Z drogi! — krzyknął Marger.
Szedł wprost na podwórce. Tu stali Bajorasowie jego i dowódzcy, czekając nań, posępni. Zobaczywszy pana, odsłonili głowy.
— Krzyżacy ciągną — rzekł młody, przybierając powagę starą. — Pilleny bronić się im będą. Mówcie: macie męztwo? Komu go brak, niech ztąd idzie precz; kto zostanie ze mną, na śmierć się musi gotować.
Stary Wiżunas okiem potoczył po swoich i rzekł głosem spokojnym:
— Raz człek umiera.
Żaden się nie ruszył, o wyjście prosząc, nie zadrżał nikt.
Marger z nimi razem obszedł okopy dokoła. Wszystek lud przyjmował go radośnie i każdy mu powtarzał:
— Raz człek umiera.
Gotowali się na śmierć wesoło, choć wiedzieli, że pogrzebu i stypy, i pieśni miéć nie będą.
Posłano do osady ściągnąć tych, co się schronić chcieli, a innym dać znak, by uszli w lasy.
Marger sam obszedł wnijścia, bramy, przechody tajemne i rusztowania na ścianach.
Gotowém było wszystko, choć-by dziś walka rozpocząć się miała. Cały tak wieczór zszedł na tych oglądach, na radzie, na stawianiu straży i badaniu ludzi.
Wiżunas pod Margerem wziął dowództwo osady. Starzec był żelazny: małomówny, bezsenny, surowy do okrucieństwa.
W nocy ostrzono topory i osadzano siekiery. Czuwali wszyscy.