Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kunigas 190.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy późno do izby wielkiéj powrócił Marger, zdala już śpiewy go zaleciały. Świeciło w niéj wesoło.
Gdy się drzwi otwarły, obraz niespodziany oczom się jego przedstawił. Reda, odziana świątecznie, Baniuta w wianku dziewiczym i stroju narzeczonéj, a dokoła dziewczęta nucące pieśni dziewiczego wieczora.
Matka podeszła do progu.
— Przystrój-że się na wesele — rzekła. — Wczoraj pogrzeb, dziś gody, jutro może śmierć! Pilno ci było: będziesz ją miał.
Marger spoglądał na Baniutę. Siedziała, jak na tronie, na wywróconéj dzieży, z rozpuszczonemi kosami, w wianku, a dziewczęta udawały płacz i śmiejąc się splatały i rozplatały jéj włosy. Ona sama, nie, jak zwyczaj był, smutna, rozpromieniona była i wesoła, z uśmiechem tryumfu na ustach. Oczyma rzuciła ku niemu.
Chłopak pozdrowił ją tylko wejrzeniem; nie godziło mu się w sukni zszarzanéj wnijść do izby; zniknął.
Pieśni żałośliwe brzmiały daléj wedle obyczaju. Ognisko płonęło wesoło. Reda krzątała się ze łzami w oczach a uśmiechem na ustach.
Żałobę miała jeszcze w piersi, a ledwie czas na wesele. Krzyżaków jeszcze nie było.
I prześpiewano noc całą, a kto nie szedł słuchać pieśni i zapijać na szczęście nowożeńców, ten siedział i ostrzył topory.
Nazajutrz nie było Swalgona, coby im błogosławił; stary Wiżunas przepasał się biało i wianek wziął na siwe włosy.
Baniuta siedziała na dzieży znowu, na kolanach jéj stał kubek piwa i chleb biały, drużki cztery kosy złote przeciągnęły przez cztery złociste pierścienie i płacząc je obcięły.
Wstała Baniuta i, kubek do ust podniósłszy, resztę wylała na progu. Marger czekał jéj u stołu. Trzy razy oprowadzono młodą około ogniska, nim ją przy nim posadzono. Spojrzała wesoło ku niemu. On siedział smutny.
— Panku mój — szepnęła do niego — rozmarszcz-że czoło, wszakci-to wesele nasze. Mnie-by płakać przystało, tobie się cieszyć; aż mi wstyd, że smutną być nie mogę.
— A mnie, że wesołym być nie umiem.
— Dla czego? — zapytała Baniuta.
— Posłuchaj — westchnął Marger. — Gdyby pieśń nie głuszyła, może-by nas tentent krzyżackich koni doleciał.
— Zawtórował-by naszéj pieśni.
Spojrzała mu w oczy.
— Panku mój! czegoś ty smutny? Ja wiem! ja wiem! Wojna idzie na nasze wesele.
Cicho westchnąwszy, rzekł młody: