den to był z tych charakterów potrzebujących ciągłych wzruszeń i nieustannéj walki, nadziei, zmian i ruchu, jako warunku exystencyi, jedna to była z tych organizacyi dziwnych, co jak Salamandra, żyją w ogniu. Organizacye te na nieszczęście, daleko są pospolitsze od Salamander, których nikt prócz Benvenuta Cellini, niewidział podobno, a przynajmniéj nikt tak jak on (niewyjmując poliezka ojcowskiego)[1]
Jedną z tych nieszczęsnych organizacyi obdarzony był biédny Staś.
Wzdychał nieustannie za spokojem, za ciszą, za wsią, a nie mógł wytrzymać trzech dni w zupełnym spokoju i ciszy. Gdy niestało wypadków, to się bił z myślami, to roił, to budował na marzeniach marzenia i drapał się po nich pod niebiosa, sposobem olbrzymów, nie lepiéj mu się to, od nieboszczyków tych antecessorów udawało. Prę-
- ↑ Patrz Pamiętniki Benvenuto Cellini.