Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

czenia, i ex promptu łatwo mówiący, co mu ślachty przewagę nie małą czyniło. W domu po staroświecku gościnny, dla nas dzieci srogi ale sprawiedliwy. Trzymani byliśmy w rézie, uszanowaniu starszych, posłuszeństwie i boso pasaliśmy nieraz gęsi z początku. Nie prędko mnie z starszym bratem oddano potém do szkół, do Ojców Jezuitów.
Jeszcze do téj pory pamiętam, jak mi przejście ze swobody domowéj, do ciężkiéj reguły szkolnéj, nie miłém było. Prawda, w domu, Jegomość zawsze nas dzieci z kąta nie puszczał, musieliśmy stać u drzwi, gdy był w izbie, osobno jadali i skinienia słuchali. Ale nagradzała to zabawa wesoła z rówiennikami po gajach i łąkach, pieszczoty pani Matki, a czasem słodkie słowo, lub pogładzenie czupryny Jegomości, ad coelum exaltowało. Tandem w szkołach cale co innego; a mnie com był nie przywykł do xiążki, bo ledwie bakałarz-organista, trochę poduczył czytać i to z wielkiém utrapieniem