sąsiada. Na ławie pod piecem siedział w zielonéj lisiurce pan Grzegorz i rozparłszy się opowiadał o swoich sukcessach, pokręcając wąsa.
Słuchałem go do północy — prawda że trochę kłamał, ale niech go — jak malował Ukrainę — Słuchając, chciało się tam biédz, bez rozmysłu, zdawało się, że tam pieniędzmi rzeki płyną, a perły i drogie kamienie na drzewach się rodzą. Ślinka ciekła, a mnie to tak głowę zawróciło, żem nic nikomu niemówiąc, pożegnawszy panią matkę i odpowiedziawszy tylko, że jadę za kondycją — szarpnął, aż na Ukrainę. —
A wiécie państwo, co miałem? Konia, szabelkę, parę sukienczyn wytartych, siaki taki pasik (bo lepsze byli starsi bracia rozebrali po ojcu) i kilka talarów w sakiewce, — Do tego młodość i błogosławieństwo matki — i byłem dalipan bogaty.
Serce mi bardzo nie zabiło, nie płakałem, gdym się przeżegnawszy, przeżegnawszy
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/063
Ta strona została uwierzytelniona.