Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

śmy na początek miejsca i kondycij szukać postanowili.
Ale chłop strzela, Pan Bóg kule nosi. Niedojeżdżając do Winnicy i Bohu pan towarzysz mój, znalazł jakiegoś krewniaka, zdawna zamieszkałego na Rusi, który go do siebie pociągnął obiecując mu kondycją wynaleźć; a ja com się dał namówić na Podole ugoszczony prawda przez dni kilka, wypocząwszy musiałem się puścić daléj, znowu sam i niewiedząc co począć z sobą.
Ale człek wierzył w opatrzność, a opatrzność dla tych tylko, co w nią mocno wierzą; ruszyłem daléj świszcząc. Pod samą Winnicą, kłusowałem na moim szpaczku, pod zachód słońca jak dziś pamiętam, gdy mi się nawinęła kolasa, cztéry konie, kozaków dwóch po przedzie, dwóch z tyłu, kolasa mnie napędzała, bo ruszali co koń mógł wyskoczyć, w tumanach pyłu podnoszących się jak chmury. Droga pod Winnicą równa, kraj piękny, wesoło było jakoś