mi ten człowiek dopiekł — a jak na umyślnie na wyprobowanie cierpliwości mojéj, wszędym go miał, gdzie się potknąć.
Na wygnaniu w obcéj ziemi, gorzki chléb i ciężkie życie — chciało się gwałtem do kraju — powracali inni, powróciłem i ja — ale w łachmanach, o kuli. Byłem ranny w nogę, która mi się nie prędko zgoiła, musiałem długo nosić ją zgiętą i podpiérać się, jak żebrak. — Co gorzéj, że młody a kaléka, wzbudzałem co krok podejrzenia, i przez tysiące niebezpieczeństw, wlekąc się krajem prawie nieznajomym, dociągnąłem się jakoś do domu, gdzie mnie nikt niepoznał, psy nawet!
Matki nie było, brat jeden gospodarzył, przyjął mnie jak brat i podzielił się kawałkiem chleba. Nie wiele go było. Żyd cyrulik z Płocka powoli wykurował jakoś, że stąpić na nogę mogłem, i niedługo bez kuli się obszedłem. Jak tylkom wyzdrowiał nie chciałem być bratu ciężarem i znowu za-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/081
Ta strona została uwierzytelniona.