cząłem process o moją część, która mi się należała z ojczystego majątku, poczciwy jeden adwokat mi pomagał, i tak pomagał, że w ostatku dał mi pięćdziesiąt oberzniętych dukatów i z wszystkiego pokwitował. Niewiedziéć co było robić, a żal rodzinny kąt opuszczać. Wziąłem dzierżawkę i ostatek straciłem. Dopiérom się został, w jednéj kapocie o pięćdziesięciu złotych i o kiju co mnie z Rossyi tu aż przywiódł. Wziąłem go z kąta i puściłem się w imie Boże, w świat znowu, ale bez myśli i bez nadziei, smutny a nie wiedząc co począć.
Nie wiedziéć jak, zbiérając po drodze łupiny dawnéj wesołéj na Podole podróży, udałem się tąż samą co wprzódy drogą. Szedłem machinalnie nie śpiesząc się, bo nie było do czego, i odpoczywając, gdzie dach gościnny znalazłem. Mniéj ich już tu było niż wprzódy — czasy się odmieniły bardzo i ludzie!
Tak jakoś dowlokłem się do Kustynia,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.