Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

chciał dnia, a oczéwiście nie kontent był ze wszystkiego. Pieszczoty Matyldy, szczebiotanie dziecka, ani go rozweselić, ani rozmarszczyć nie mogły — czasem dość niechętnie i nie grzecznie odpychał ich od siebie. Przejażdżki za dom z początku rzadsze, poczęły się pod rozmaitemi pretextami stawać częstsze a częstsze — a z nich powracał Staś, nie wiele weselszy. Ta tylko korzyść znich widoczną była, że się w domu potém, jeszcze bardziéj nudził.
Biédny August, próżno lekarstwa szukał. Skutkiem przywiązania do siostrzeńca wnikał on w stan jego duszy, wcielał się w niego i odgadywał co się z nim działo. Potém rozumował i przemyślał.
— To co widzę musi być koniecznością, mówił w sobie. — Człowiek wszystkiém się przesyca, gdy używa bez miary. Najczystsze szczęście, spowszednieje nieprzerwane. W pewien sposób przeciwności są potrzebne. Młody namiętny jak Staś człowiek,