Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

ży, które nieustannie po głowie mu chodziły. Wybiérał się raz do Warszawy, to znów za granicę do wód, z żoną, bez żony. Co dzień robił projekta i nazajutrz je odmieniał, znać było, że walczył jeszcze z sobą. Z początku nie ośmielił się wyjawić z myślami przed wujem, a gdy ten na wpół drogi go spotkał, Staś z najwyższém uniesieniem, przyznał się że marzył także o podróży.
— Więc cóż ci przeszkadza jéchać? spytał go August.
— Juściż — zapewne — nic mi nie przeszkadza — odrzekł zaambarassowany widocznie Stanisław. — Ale widzisz wujaszku — tyś nigdy nie był żonaty, i nie wiész, że od żony — że —
— Wiém doskonale, że wszystkie przywiązane i poczciwe żony jak twoja, cieszyć się nie mogą z wyjazdu ulubionego męża, ale jestem przekonany, że żadna z nich, nawet w dobrze zrozumianym interessie wła-