Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

wesoły kawalerski humor, śpiéwał, skakał, kręcił się wybiérając w podróż, i oko trochę doświadczeńszéj i mniéj uprzedzonéj kobiéty, łatwo byłoby poznało, że gwałtem namówiony inaczéj by się sposobił do drogi. Matylda jednak nie straciła przekonania, że August wciągnął dla swojéj przyjemności, przez egoizm, który przeklinała, biédnego Stasia — w tę nudną dla niego przejażdżkę:
Obiecano powrócić jak najprędzéj, a Staś całując żonę w czoło, dał słowo pisywać co tydzień, gdziekolwiek znajdować się będzie. Konie stały przed gankiem, tłumoki zapakowano, August stał w paltocie, z laską w ręku, gotów wsiadać, lecz smutny. — Staś po dziesięć razy wracał płaczącą żegnać Matyldę. Nareście siedli do powozu i ruszyli, oglądając się jeszcze i machając chustką do stojącéj na ganku, smutnéj, opuszczonéj żony.
Jak przed wyjazdem z domu, August pewien był siebie, pełen wiary w krok do któ-