Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

rego wiódł Stasia i obiecywał sobie najpiękniéjsze skutki z podróży, tak teraz, gdy już wyjechali, nagle, jak zwykle bywa, wątpić począł o skuteczności swego lekarstwa.
— Kto wié, mówił w duchu, jaki z tego skutek być może. A nuż Staś się gdzie zbałamuci, rozkocha, nie będęż miał na sumieniu, nie będęż odpowiedzialny za to przed Matyldą? Bezpotrzebnie wziąłem ten ciężar na siebie — ale stało się — muszę go pilnować! Ciężkie rzemiosło! pilnować młodego, zapalonego chłopca, który przysięgam, już marzy o kobiétach, wypadkach — i układa jak zdradzi żonę i jakie będzie miał potém zgryzoty. Nie trzeba mu dać się zamyślać, bo myśli przygotowują do uczynków.
To mówiąc w duchu — począł August obojętną ze Stasiem rozmowę, którą jak mógł utrzymywał, z wielkiém utrapieniem towarzysza podróży, żądającego zostać z myślami i marzeniami własnemi.
— Na noc, rzekł August, wiozę cię do