Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

naszego krewnego, pana Marszałka Sulmirzyckiego.
— A! do tego skąpca! zawołał Stanisław, chyba chcesz wuju, abyśmy z głodu u niego pochorowali się — a jeśli nas raczy przyjąć jeszcze.
— Nie bój się, ja odpowiadam za wszystko. Warto téż coś przycierpiéć, byle zobaczyć zblizka człowieka, jaki jemu podobnego, na kilkadziesiąt mil w koło nie znajdziesz. Gdyby Molière żył, dałbym mu go, jako ciekawe studium — Tym czasem ty korzystać będziesz i nauczysz się, jak się robią wielkie fortuny.
— Juściż nie skąpstwem, wuju!
— Nie jedném skąpstwem to pewna, ale skąpstwo jest wielką do tego pomocą. Skąpstwem nie nabywa się grosz, ale przemysłem; ono zaś utrzymuje nabyte i niedaje mu się rozchodzić, ono składa z rozbitych groszy, produkcyjne kapitały. Nasz skąpiec wart jest widzenia, bo niepodobny ile wiém,