Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

ry był ciasny, maleńki, o jedném oknie wychodzącém w gęstwinę ogrodu; dwoje drzwi wiodło z niego w prawo i lewo, oboje zamknięte na antabki i kłódki. W pokoju tym, był stół zarzucony ogromnémi xięgami rejestrowémi i raportami z folwarków i fabryk, kanapka stara na nogach kręconych, pomalowana czarno, dwa krzesełka niegdyś żółtą trypą wybite, kantorek bombiasty, klucze na kołkach, kilka par butów, samowar w kominie i kufer o kilku kłódkach i żelaznym pręcie.
Marszałek Sulmirzycki, człowiek mogący mieć lat sześćdziesiąt, dosyć jeszcze czerstwy, trochę zgarbiony, z oczkami czarnemi żywo latającemi, i ogromnémi stérczącemi od głowy uszami, z nosem napuszczonym na wargi, z których jedna tylko spadająca wystawała i zwisła; miał na sobie wytarty surdut podbity futerkiem, buty ciepłe i kafftanik wełniany siny pod spodem.