Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hm! a! to nieszczęście! powiada mi Wincenty, że cukru zapomnieli kupić.
— Jeśli marszałek pozwoli, my mamy wszystko swoje.
— Ale jakże mam pozwolić! w moim domu! zmiłuj się — To się musi znaléść! Wincenty kiwnął głową i rzekł ze stoicką bezczelnością.
— Niéma panie i nie będzie.
— Każ podać nasz podróżny kufereczek, rzekł August.
— Ale zmiłuj się! zawołał marszałek,
Wincenty wyszedł i powrócił z kuferkiem podróżnym, któren postawił przy drzwiach.
— Na taką bo fatalną porę natrafiliście! dodał niby zafrasowany Marszałek, właśnie i kucharza niéma.
— To nic, jest nasz, rzekł August.
— Wprawdzie mam kuchtę, ale spiżarnie pozamykane i klucznica wybrała mi się na jarmark. Loch zamknięty! Muszę chyba posłać po nią — Chciałem was uczęstować naj-