Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

August sądząc, że się to stało przypadkiem, zapalił ją. Marszałek podkradł się i zgasił znowu.
— Co to jest? że ta świéca gaśnie?
— Przepraszam — odpowiedział gospodarz, to ja zgasiłem ją — światło mi na oczy szkodzi, nie mogę zniéść dwóch świéc razem.
— A, to co innego.
Podano herbatę — Marszałek przyjął ją z uśmiechém i posmakowawszy, dorzucił cukru kawałek.
— Wyborna, rzekł, dawno, takiéj niepiłem, wyborna, zamawiam sobie drugą szklankę.
Zaczęta rozmowa, toczyła się o rozmaitych przedmiotach; gospodarz utrzymywał ją z żywością i dawał dowody wielkiego rozsądku, głębokich wiadomości zwłaszcza w przedmiocie handlu i przemysłu. Nieraz zdziwili się nasi goście, niespodziéwaną uwagą, postrzeżeniem dowodzącém niepospo-