Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

licie uorganizowanéj głowy. Z zimną krwią i wesołém obliczém, popijał Marszałek cudzą herbatę, i bawił gości przynajmniéj, gdy ich nie traktował, to go wprawdzie nic nie kosztowało.
Kucharz Augusta z zapasów podróżnych. przygotował wieczerzę, którą Marszałek przyjął jak rzecz najnaturalniéjszą w świecie, zajadał smaczno bardzo, i w skutek zapewne podsycenia, stał się weselszym jeszcze i bardziéj ożywionym niż wprzódy.
August ze Stasiem zagryzali sobie usta ilekroć wspomnieli śmiészne swoje położenie, ale gospodarz zdawał się go niewidziéć, lub miéć za zupełnie naturalne.
Wincenty, który kręcił się czasami po pokoju, zawsze tylko w kaftanie na jeden rękaw włożonym, zapewne wnosząc że nie warto go kłaść, kiedy niedługo zrzucać będzie potrzeba — spoglądał na herbatę i wieczerzę, okiem zimnego postrzegacza. Wcale się temu nie dziwił.