Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Dla ludzi potrzeba téż było, jak dla koni, jak dla powozów, zaopatrzyć się za dworem, bo we dworze albo istotnie wszelkich zapasów brakło, albo wcale nie dla gości przeznaczone były.
Marszałek sam żył zwykle kartoflami na zimno, potrawami, które oszczędzając opału raz tylko w tydzień gotowano, chlebem, rybką żydowską i wszystkiém co go najmniéj kosztować mogło. Miał zapasy w domu, ale od nich klucza nie dobywał, chyba w ostateczności.

Lubił ón i pojmował wszystko; dobrą kuchnię, dobre towarzystwo, piękne ubranie, piękne urządzenie domu, ale admirując to u innych, korzystając kiedy mógł, sam nie naśladował nikogo i sobie wcale niedogadzał[1].

  1. — A kości, rzekł z cicha Marszałek do Wincentego, kości zbierz dla psów podwórzowych.