Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Marszałek — Wacpan pewnie myślisz, że ja mam miljony?
— Niechybnie, tym bardziéj, że ich nie używasz!
— Jak to nie używam?
— Przecież Marszałku —
— Przecież przeszłego roku powiozłem z sobą do Kijowa 30,000 rubli srebrnych karbowanych. — No i co na to powiész? ledwiem miał o czém powrócić do domu.
— Cóżeś z niémi zrobił?
— Oddałem na Bank.
Marszałek wyrzekł to z najzimniéjszą krwią w świecie i westchnął.
August rozśmiał się na całe gardło.
— Dla kogóż zbiérasz? zmiłuj się.
— Dla kogo? Naturalnie dla siebie.
— Kiedyż użyjesz?
— Wszakże używam, kochany Auguście, używam tak jak... mi najmiléj — to się nazywa spodziéwam się używać.
— Ani słowa —