Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bałwan jesteś, naprzód że ja niémam i nie zbiéram, bo mnie strasznie te fabryki i officjaliści zjadają, a powtóre że powinieneś się pocieszać tém, że poskramiasz żądze ciała i nie grzészysz niepohamowaném obżarstwem, co jak wiész —
August który za boki się brał, słuchając ze Stasiem, szepnął mu po cichu:
— Wiész jak Marszałek odprawia ubogich? Oto gdy przyjdzie do niego żebrak — powiada — Idź mój kochany — idź, niechcę się sprzeciwiać woli Bożéj. Chciał cię widać P. Bóg ukarać i uczynił ubogim — święta wola Jego — idź mój kochany.
— To szyderstwo, rzekł Staś.
— Kto wié, może to przekonanie, które wyrabia tylko namiętność, odparł August. Marszałek nie lżéjszy jest i nie lepszy dla siebie jak dla drugich. Umiérający ze zbytku krwi, gdy mu zagrożono śmiercią, jeśli jéj puścić nie każe, z przywołanym targował