Ta strona została uwierzytelniona.
— Siadaj kochanku do roboty — rzekł Marszałek, kończ mój surdut.
— Niéma przy czém?
— Jak to?
— Światła.
— A świéczka com ci dał, ty widzę expensujesz jak szalony.
— Ale to temu trzy dni, a ja co dzień o czwartéj wstaję.
— Pewnie knot często obcinasz? hę! przyznaj się.
— Inaczéj nie jasno się pali.
— A na cóż jasno, byle się paliła? dziwni ludzie, nie podobna was oszczędności nauczyć — Idź do sukienni i zobacz czy powstawali.
Wincenty wyszedł.
Zaczęło nareście świtać i nasi goście zerwali się z zimnéj pościeli, aby co prędzéj uciéc z tego domu. Nastawiono samowar. Marszałek wszedł do pokoju.