Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co to, myślicie pić herbatę? Ot może bym i ja się z wami napił. Czuję chłodno!
I usiadł.
August spytał w téj chwili po kilku słowach nakręconych umyślnie o zdrowie Marszałkowéj?
Na wspomnienie żony, zaczerwienił się gospodarz, wstał i odrzekł obojętnie:
— Niewiém, niewidujemy się.
— Jak to? zupełnie.
— Zupełnie, nie mogliśmy się pogodzić — Zbyt to wielka pani dla mnie, a ja dla niéj chudy pachołek. Chciała trzymać służącą, miéć osobny powóz i konie, pod śmiésznym pretextem, że nas na to stało. Chciała wreście, żeby zimą codzień w piecach palili i co dzień jeść gotowali. No, na to, to już nie mogłem pozwolić. Utrzymywała, że choruje z zimna i głodu, chociaż to tylko był fortel kobiécy. Nic tak nie