Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

mykają się z jednéj strony na drugą. Ale wieleż to niebezpieczeństw nim się przebędzie linją i po jéj przebyciu! Co chwila można być złapanym, a naówczas jedynym ratunkiem porzucić konia, wóz i towar, a samemu uciekać.
Naturalnie, zbliżając się ku granicy, rozmowa między podróżnemi, toczyć się poczęła o handlu i o tém cośmy tu wyżéj wzmiankowali. Już niedaleko od granicy, wypadł im nocleg w traktowéj karczmie, pełnéj żydów, bryk, koni i otoczonéj całym obozem ładowanych furmanek.
August namówił Stasia, aby przejść do wielkiéj izby gościnnéj gdzie się ścisnęli wszyscy razem podróżni.
— Ani chybi, rzekł Staś, znowu kogoś spokusisz na opowiadanie nam jakiéj historyi.
— Zgadłeś myśl moją; chce mi się właśnie odszukać żyda i jeśli mi się to uda, zobaczysz co to za ciekawą i wyśmienitą zdobędziemy historją.