Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiém tylko, czy potrafisz wydobyć co z żyda, z żyda co z natury swéj a raczéj z natury stosunków swoich z resztą świata, pełen jest skrytości.
— Zobaczemy — rzekł, uśmiéchając się August i wszedł do izby.
Izba pełna była ludzi — U komina paląc fajki gwarzyli nad kwartą; ludzie, których arędarz tajemniczo namawiał na poodsypywanie po trochu pszenicy z worków, wmawiając im, że tego postrzedz niebędzie można. Chłopki po cichu się zmawiali, a tymczasem dodająca duchu i odwagi kwarta krążyła. Pisarz doglądający transportu, pił wiszniak za stołem i nic nie widział, za dymem fajki i wiszniaku. Daléj kilka Ruskich targowało się o owies i siano, głośno krzycząc i hałasując na żyda. Była to ostatnia karczma nad pięćdziesiąt werstowną dystancją — i ostatni żyd; ruscy obiecywali sobie jechać choć po nocy do piérwszego karaima w niedalekiéj wiosce.