Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pisz Waćpan i kwita.
Siadł pisać i uśmiechał się i głową kiwał. Ja nie wiedział co to miało znaczyć i piéniądze liczyłem na stole. Wziąłem próbkę, kontrakt i pojechałem. Wódki nie sprzedałem zaraz bo spodziéwaliśmy się, że więcéj jeszcze pójdzie w cenę. Ja sobie siedzę spokojnie, aż tu piérwszy termin transportu przychodzi, a wódki niéma. Już ja niespokojny, na wózek, jadę. Przyjeżdżam, pana niéma, kommissarz się śmieje i powiada niéma wódki.
— A piéniądze? zawołałem.
— Niéma piéniędzy.
— A co będzie?
— Nic nie będzie.
Ia w krzyk, a oni wzięli mnie i za drzwi.
— Jedź, rzekł kommissarz, bo oberwiesz po grzbiecie.
— Oberwiesz po grzbiecie za swoje piéniądze, a wej! Ja w krzyk, do miasta po radę. A wszyscy mi mówią — zła sprawa,