górniéjsze od moich. Nu, co robić, a tu kupcy nie dają tylko po pół rubla zarobku, a siano drogie i zaczynają gadać, że w Królestwie jeszcze droższe, a woły tanie. Mnie się żal zrobiło tracić, idę do Warszawy.
W pół drogi dawali mnie za woły znowu zarobku po całkowym, mnie się zrobiło ochotniéj i szedłem daléj.
— Nu, co Jasny pan powié, zarobiłem bardzo piękny grosz, tylko wielka biéda, że tam każdy rzeźnik osobno bierze i osobno płaci za woły, a chcąc razem piéniędzy, procent trzeba ustąpić.
Piérwszy to ja raz wówczas byłem w Warszawie, strach jakie miasto! Co to nasze miasta, śmiéch przeciw niego! a jakie tam kupcy bogate! Jasny Pan to wié, niéma co gadać.
— I cóż? spylat August żyda, całeż twoje życie takie było — Handel tylko i handel?
— A! niechaj no pan daléj posłucha.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/165
Ta strona została uwierzytelniona.