Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

wa. I to mówiąc, a posłyszawszy szelest, rzuciła się krzycząc w głąb’ izby.
— Jeśli kto to Pan Jan był w niemałym kłopocie. Czoło mu się namarszczyło, usta nadęły i obróciwszy się do Herszkowéj, rzekł:
— Dajże ty sobie pokój i ruszaj ztąd, bo ja ciebie nie chcę znać i o niczém wiedziéć. Będzie kłopot, na co mnie to?
Żydówka osłupiała, posłyszawszy.
— Co? zakrzyknęła — co?
— No cóż — idź sobie i po wszystkiém — rzekł Pan Jan, idź sobie jakeś przyszła, bo ja ciebie nie przyjmę.
— Pan mnie nie przyjmiesz? Zawołała głośno! pan to śmiész mówić? Pan, ty jesteś tak podły?
— Ja! podły? zakrzyczał pan Jan.
— Ty, podły, ty musisz mnie przyjąć; bo nie wiész co zrobię, co ci zrobić mogę?
Tchórz, jak wszyscy, udający wielkich zu-