Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

cząc kółkami i dzwonkami chomątów. Stanął u officyn, zastukał — cisza. Zaszedł od ogrodu, aby zajrzéć wewnątrz sercem okiennicy. Lecz potknął się o nią leżącą na ziemi, okno znalazł otwarte, wszedł do izby, widoczne były ślady gwałtownego porwania. — Zawołał o światło, na ludzi, i dobitniéj jeszcze przekonał się ze śladów iż dwóch jakichś ludzi żydówkę pochwyciło. Wnet przypasał szablę, wziął pistolety i nie dając czasu rozmysłom, które by go niechybnie tchórzem zrobiły, rozkazał zaprządz drugą czwórkę, a dopadłszy śladu na drodze, ruszył co konie wyskoczyć mogły w pogoń. Trafem szczególnym, niepojechał na żadną z dróg, któremi popędzili żydzi umyślnie wysłani, na stropienie go i zbicie, ale trafił na ślad bryki, która ku traktowi, ruszyła. — Już się na brzask miało gdy kozak ujrzał wlokącą się po piasku gościńcem, brykę, któréj śladu się trzymali. Natychmiast obskoczyli ją. Pan Jan z pistoletem