po cichu dopytali się chaty chłopa, który się zwykle trudnił przeprowadzaniem kontrabandystów.
Stary Jow siedział u ogniska i kurzył tytuń, gdy weszli. Chata jego na oko nieróżniła się od innych, lecz wewnątrz przypatrzywszy się postrzegłeś ślady ukrywanéj zamożności. Kilka naczyń miedzianych tam i siam porozstawianych, na szyi żony bogatsze sznury korali i krzyż bronzowy świécący; u niego fajka drewniana wyrabiana, koszula z płótna ciéńszego, bóty na nogach, pas nie domowéj roboty.
Gdy żydzi weszli, powrócił głową i popatrzył na nich.
— Ot już czort niesie żyda, rzekł po cichu, nie będzie nocy spokojnéj.
Żydzi kłaniali mu się, a towarzysz Hersza szeptał kto go przysłał.
— Dobrze, dobrze, rzekł chłop, już to jakoś będzie, a co dacie?
— Nu, a co ty chcesz?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.