Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niby to ja nie wiém, że wy dać musicie, a jak nie dacie, to ja się nie ruszę krokiem.
— A to my wolim wrócić do domu, rzekł Hersz.
— Dobréj nocy wam, idźcież socie z Bogiem a dajcie mnie pokój.
Żydzi szwargotali znowu, Jow fajkę palił i drumkał pod nosem i ognia poprawiał.
— Nu, co z tobą robić, rzekł Hersz — damy, a chodź i prowadź.
— Dawajcież na stół.
— Jak przeprowadzisz.
— E! czy to ja mołokosos czy co? Ja nigdy inaczéj nie idę, aż pieniądze żonie oddam wprzódy. Wola wasza. A jak ja was przeprowadzę, gdzie ja was będę szukał?
Nareście namyśliwszy się, żydzi dobyli cztérech oberżniętych dukatów, i położyli na kominie. Chłop spójrzał i nie wziął.
— Nu, a co niebierzesz? rzekł Hersz.
— Kulfony! powiedział chłop.