rozmytéj od deszczu drodze, toczyła się szybko naprzód. Po pewnym upływie czasu, pogoń w tyle pozostała, żydzi odetchnęli, Jow jednak nie przestał koni zacinać i pędzić. Tak w największym strachu dojechali do jakiéjś wsi, w którą wleciawszy chłop, prosto zawrócił na podwórko, do stodoły.
— Gdzie ty jedziesz? gdzie? zakrzyczeli żydzi.
— Siedźcież cicho żydy! odpowiedział złażąc z bryki Jow. Zrzucajcie co prędzéj towary, i nie puszczajcie głosu.
Nadszedł drugi chłop, poczęli naradzać i kazano żydom zrzucić kontrabandę w słomę.
— A bryka, a konie? nie spokojny spytał Hersz.
— Tu niéma co robić, tylko chcecie być cali, to słuchać mnie, pogoń za nami. Wyrzucajcie co jest z bryki, a konie zaciąwszy puścić ku granicy, jak złapią, zadurzą się i
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.