Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

może nam dadzą pokój. Inaczéj my przepadli.
Zmuszeni słuchać Jowa, żydzi wzięli się do zrzucania paczek w słomę, a zaledwie się uprzątnęli, chłop siadł na wóz znowu, i poleciał. Długo siedzieli w stodółce, czekając na niego, miało się na dzień dobrze, gdy pieszo, zmęczony, ociérając pot z czoła, przywlókł się Jow do nich.
— A konie, a bryka? zawołali żydzi.
— Na tamożni, zabrali strażnicy chwała Bogu.
— Jak to chwała Bogu!
— Lepiéj stracić konie i brykę, niż towary, teraz najmijcie konie i wieźcie pekele, a nam płaćcie.
Jeszcze tobie, zapłacić! Jeszcze tobie zapłacić! a konie! a wóz —
— Ja ich niewziął!
— A kto wié, czy ty ich nie wziął!
— No! no! odparł Jow zapalając fajkę,