nie gadajcie, nie gadajcie, a zapłaćcie i mnie i kumowi co stodoły pozwolił; a nie —
— A nie, to co? zawołali żydzi.
— A nie — to pójdziem po strażników. Ot, tutaj w karczmie dwóch jest. —
Żydzi potruchleli, nuż w targ z chłopami i jakoś skończyli. Teraz trudność najęcia podwody, bo lada kogo nająć nie można, aby nie wydał po drodze. Jow tedy znowu poszedł najmować fury, i szarym mrokiem porannym żydzi wyjechali z wioski, kierując się na Boremel, Nieświéż ku Łuckowi. Byle dopadli miasta, mogli już być spokojni, towary pochować było łatwo. Ale tu cały dzień drogi przed niémi, a w dzień jechać nie podobna. Sami chłopi poradzili, zajechać do lasu, w gęstwinę i tam do drugiego zmroku przestać. Tak się i stało.. Jow pożegnał śmiejąc się, żydów, zdając ich na ręce nowym przewodnikom. Niedaleko odjechawszy, gdy rozedniało, zawrócono w dąbrowę gęstą, o podal od drogi.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/196
Ta strona została uwierzytelniona.