Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

Żydzi znużeni całonocną niespokojnością, pokładli się na ziemi i poczęli usypiać, chłopi spętawszy konie, posiadali u ognia i zabrali się do gotowania obiadu. Tym czasem dészczyk pruszył gęsty, dąbrowa szumiała i z daleka tylko, dochodziły podróżnych głosy przejéżdżających traktem pocztowych powózek i bryk kupieckich.
Posiliwszy się, chłopi także widząc że konie na bujnéj trawie spokojnie się pasą, pokładli się spocząć — nakrywszy od dészczu siermięgami. Nagle, zbudził ich i żydów, dosyć głośny śmiéch i wykrzyk.
— A nu! na nogi!
Wszyscy się przestraszeni porwali.
Jakiś jegomość w płaszczu z futrzanym kołniérzem, w czapce z czerwoną obwódką (co było znakiem najfatalniéjszym) z cybuchem krótkim w ręku, z szablą w drugiéj, stał koło bryk, poglądając na nie okiem wprawnego znawcy. Oblicze tego jegomości zwiastowało dowodnie, że to był asse-