Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

sor, który aż w głąb’ lasu wziąwszy ślad za poimką się wybrał.
Na ten głos: A nu — na nogi! żydzi naprzód pomyśleli uciekać, ale widząc samego jednego pana Assessora, wstrzymali się i mrugnęli na chłopów. Ci dorozumieli się o co chodzi i pobiegli za końmi.
— Nie myślcie darmo uciekać, zawołał śmiejąc się jeszcze raźniéj urzędnik, bo tu są ludzie moi niedaleko i czekają tylko znaku, to was pochwycą i was i pekele wasze pobiorą razem, a nim słońce zajdzie, będziecie pod dobrym kluczem w turmie.
— Pekele! pekele! zawołał żyd jeden odważniéjszy — Abo my to wieziemy pekele, abo co? My jedziemy po obywatelach z towarami.
— Anu! a tak! dodał drugi.
— A waść co za jedny? dodał żyd piérwszy.
— Zaprzęgaj konie! krzyczał Hersz.
— Ja moi kochani żysiowie, rzekł cier-