Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

czort cały posadzić musiał, dla zniecierpliwienia podróżnych, konie w gęstszym niż gdzieindziéj błocie ustawać zaczęły wyraźnie. Z tyłu dał się jak na złość słyszéć dzwonek pocztowy i wołanie pocztyljona.
Żydzi powstali na nogi, pochwycili baty od chłopów i nuż po koniach bić. Nareście wydobyli się z błota i pokłusowali. Na lżéjszéj drodze, wstąpił szczęściem duch w konie, Łuck był blisko, już świécił przed niémi, błyszczała woda rozlanego po ługach styru, bielały mury kościołów. —
— A nu! a nu! Jadą co konie mogą wyskoczyć, za niémi ciągle pocztarski dzwonek, co ich dreszczem przejmuje.
Jeden drugiemu szepcze.
— Może to Assessor?
— Może Assessor.
Spuszczają się z góry, przez rozlazłą kałużę przebiérają, już są u mostu Kraśniańskiego, a za niémi ciągle dzwoni; a tu u rogatki przystępuje rewidować strażnik, czy