Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

wódki nie wiozą. Hersz miał przytomność dać mn dziesięć groszy, puszczono ich. Ledwie są na pół mostu, słychać za niémi:
— Łowi! Łowi! derży!
Żydzi zacinają konie co sił staje, chłopi sobie — za niémi dudni na moście powózka assessorska.
Jeszcze chwila, a będą w mieście, jeszcze chwila a ocaleni zostaną!
Szczęściem na wiecznie popsutym moście Kraśniańskim, nie trudno o zawady: pod goniącym pomocnikiem Pana Assessora i strażnikami pęka mośnica, koń zapada. — Chwila zwłoki, a żydzi już znikli.
Z mostu rzucili się po wyłamanych drewnianych pokładach, wprawo na stare miasto, przez rynek, na karaimszczyznę, a niedojechawszy do niéj, we wrota żydowskiego domu, które natychmiast zaparto. Kupa żydów otoczyła bryki, pochwycono towary w mgnieniu oka, naładowano wozy workami