Podróżni nasi zwiedzili Farę, Dominikański kościół, Po-Jezuicki sławny freskami swémi, dotknęli stołu, na którém podpisany był akt Unij, co tyle usiłowań kosztowała Zygmunta Augusta, tyle oporu Litwie — obejrzeli dwie jeszcze stojące stare bramy: Grodzką i Krakowską, a potém ruszyli daléj.
Z tego widoku domów różnobarwnych, pięknych nowych kamienic, starych nie do poznania przerobionych i odświéżonych obłamków przeszłości, nic nie zostało w pamięci podróżnych, prócz jednéj postaci, którą przejéżdżając ulicą postrzegli.
Był to stary jakiś woźny Sądów Trybunalskich, czy może Adwokat, co dożywał reszty życia, między obcémi mu ludźmi. Szedł ón powoli, blady jak widmo, suchy, cienki, chudy, zgarbiony, spiérając się na trzcinie z gałką kościaną z rzemykiem o kutasikach. Łysa głowa, pokryta była białą rogatywką z kasztankiem. Na nim kapota granatowa, pas wytarty, buty palone. Po-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.