Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

suwał się powoli, szastając nogami, niepatrząc na to co go otaczało. Widać nic go nie zajmowało w całym tym nowym Lublinie, którego on bez gwaru Trybunalskiego, bez starych jego postaci nie pojmował. Może szedł od drugiego takiego starca dożywającego także odrobiny lat. Lublin taki był dla niego obcy, tak młody i świéży; a ón sam tak się wydawał niepojętym w tłumie fircyków, młodzieży, jak gdyby wstał z grobów starego skassowanego smętarza Śgo Ducha i szedł upiorem w świat. Prędko przesunął się powóz, zniknął stary, a podróżni pognali się do Warszawy.
Nie będziemy wam opisywać, ani jéj okolic, ani jéj saméj.
Któż jéj nie zna, kto nie polubił przeżywszy choć nie długo? kto nie wspomina jéj mile?
Z daleka ukoronowana mgłami i dymami, które się nad nią unosiły, jak wielka popielata zasłona, ukazała się stolica, witając po-