Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

Piérwszego wieczora, nie poszli nasi podróżni nawet na teatr, który mieli pod bokiem. Chociaż przybyli wcześnie, chcieli swobodnie wypocząć, oswoić się w mieście i nastroić do niego. Jak wszyscy wieśniacy poszli naprzód siąść w oknie, przed tą migającą latarnią czarnoxięzką, patrzéć na zmienne obrazki, przesuwające im się przed oczyma; potém, gdy się wieczór wyjaśnił; miasto ożyło całe, i oni wyszli na ulicę.
Przyznać potrzeba, że jest coś uroczego w widoku miéjskiego ruchu, zwłaszcza w téj fantastycznéj godzinie wieczora, gdy się wszystkie światła zapalą, wszystka ludność wysypie. Ta mozajka cieni i świateł, to przesuwanie się ludzi, mieszanina dźwięków, śpiewów, krzyków, śmiéchów, ten szum i wrzawa, a nadewszystko ta rozmaitość nieustannie zmieniającéj się fizyonomij — stanowią obraz nie do pochwycenia, nawet Daguerrotypem. Człowiek tu w całéj swéj sile, potędze, szczyt to jego cywilizacij, skład