głosy i postacie, na nich obu czyniły wrażenie. Każda śpiéwka, wesołéj dziewczynki, każdy urywek rozmowy zastanawiał ich. Staś poglądał przez wszystkie okna, we wszystkie magazyny, a każdy spotkany uśmiészek kobiécy, drgał mu w sercu. Spotykali powracające z magazynów modistki, tak podobne do gryzetek paryzkich, jeśli nie z obyczajów, to z wdzięku, stroju i wesołéj nieopatrzności na jutro. Spotykali wesoło śpiéwających chłopaków, świszczących piosenki z ostatniéj opery — i urzędników, co się wybrali w odwiédziny, do Teatru, z parasolami pod pachą, w długich surdutach, i jakieś panie zakwefione tajemniczo przesuwające się chodnikami, i wiele a wiele rozmaitych postaci. Ze sklepów oświéconych migały im światła odbite na błyszczących towarach, wystawionych dla sprowadzenia oka i — konsumenta; w szyneczkach grały pozytywki mazury i walce, w cukierniach stukały billardowe kule, dorożki warczały
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.