Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

Grzesio zdjął czapeczkę i zęby na znak powitania pokazał.
— To proszę pana — dla mieszkania.
— Wolno obejrzéć? spytał August.
— Bardzo proszę.
Młody malarz wprowadziwszy przybyłych, obojętnie ukłoniwszy się, pobiegł do stojącego na trójnogu poczętego obrazu wielkiego i stanął do malowania nie tracąc czasu.
Przybyli, wpadli niespodzianie w łapkę — potrzeba było oglądać mieszkanie, które Grzesio nadzwyczaj uprzejmie, nieszczędząc słów natchnionych kminkówką pokazywał; a tu wabiły mimowolnie porozwieszane obrazy, pozaczynane szkice i sam malarz, co już znowu stał u trojnogu i cały w swéj pracy, cały w sobie, malował.
Staś i August oba lubili sztukę, oba na nią, że tak powiém wygłodnieli, rzucili się więc na oglądanie malowideł, żywiéj daleko, niż do widzenia mieszkania. Próżno Grześ