reflektował, nic nie pomogło. Stali patrzając po ścianach, latając oczyma to na malarza, to na jego dzieła. W tém improwizaném mieszkaniu, bo widać było, że malarz tu nie żył, tylko czasami przychodził, czuć już i znać, te pełne uroku, nędzy i poezyi, uniesień i niedostatków, wzruszeń i zawodów, życie artysty. Meble gospodarskie ustąpiły do salonu, a wielki jadalny pokój, służył za malarnią, jedno tylko w pół od dołu zasłonione okno, oświecało go. Małe chłopię tarło żółty ugier na ogromnéj płycie, drugi towarzysz, nabijał płótno do gruntowania, na szranki (chassis). Na kilku krzesełkach rozrzucone były rysunki ołówkiem, krédą czarną i czerwoną, próby, szkice, studja. Na ziemi, osłoniona chustą mokrą, wyglądała gliniana makietka nieskończona; kilka sztuk gipsów walały się po kątach. Na oknie leżał flet, cały pobryzgany farbami. Obrazy rozpoczęte, wyobrażały różne przedmioty; znać nie wszystkie artysta sam pojął i z do-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.