jechał dowiedziéć się tylko o nędzy biédnéj nieboszczki, o jéj życiu mizerném. Stary rybak opowiedział mu wszystko, dobitnie, nie szczędząc go wcale. Odmalował mu ostatnie dwa lata konania matki, jéj nieustanne siedzenie w oknie, jéj modlitwy, prace i zniesione ciérpienia, odmalował wreście zgon chrześciański, męczeński. Syn szalał z żalu, bił głową o ściany, całował garść słomy, na któréj skonała ofiara, płakał długo na żółtéj mogile, gdzie nawet krzyżyka nie zastał. Xiążki, suknie, co miał tylko oddał na sprawienie jéj kamienia, któren swemi rękoma na grobie postawił. O! licha to była płaca! Bóg jéj lepiéj nagrodził.
Tymek pozostał sam jeden i bez sposobu do życia, bez przyjaciela, podpory, rady, sam jak słup w polu. Z początku rozpaczał, ale młodość i towarzysze natchnęli go nadzieją? Kiedyż by w nią wierzyć, jeśli nie w tym wieku?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/055
Ta strona została uwierzytelniona.