Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

dawszy całą jego dogodność, poleciał do pana i powrócił z nim razem.
Tymek leciał przeciw dawnemu towarzyszowi uniwersyteckiemu, z otwartémi rękoma.
— Cóż za szczęśliwy traf! co za okoliczność! czemuż winien jestem! A poczciwy, poczciwy Stanisław, niezapomniałeś o mnie przecie!
— Jak się masz!
— Jak się masz!
Weszli do pokoju i spójrzeli oba po sobie, bo dawno się niewidzieli, a w piérwszém wéjrzeniu ludzi, spotykających się po kilku latach, jest wzajemne badanie zmian zaszłych na twarzach. Ileż to razy, na miéjscu starego znajomego spotyka się potém, nowego i cale niespodziéwanego człowieka! Twarz postarzała, a dusza a serce, jak często pomarszczone, jak zestarzały także!! jak poczerniały!!
— Jakżeś się ty odmienił, zawołał Tymek,