Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

czapkę i usiadł. Był to bibljoman, antykwarjusz i historyk — Skórski.
Głęboko widać myślał o autentyczności przywilejów, które zdobył wczoraj, bo milczał upornie, i do witających go nie rzekł ani słowa.
— Już nam tylko szatana brakuje! rzekł Tymek, do rady.
— A szatan to ważna figura — ozwał się prychając z niechęcią professor Gołkowski! Cha! cha! To fanfaron i nic więcéj!
— Zapominasz pan, że tu są jego przyjajaciele — rzekł Florek muskając wąsika.
— A juściż mnie na pojedynek nie wyzwiecie! odparł professor, a jeśli chcecie pojedynkować, to kto lepiéj przetłumaczy jedną pieśń Lukrecjusza.
— Wolałbym zjeść funt Lukrecij — niż pieśń Lukrecjusza — z uśmiészkiem odezwał się dowcipnie Florek.
Kapitan rozśmiał się pod wąs, otrząsając pył z cygara. Poważny, milczący antykwa-