Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niegdy mój kollega Uniwersytetu, serdecznie dobry chłopiec.
— Cymbał? spytał połgłosem Szatan.
— Ale nie!
— Kiedy powiadasz że dobry chłopiec? a cóżby to znaczyło?
— Że poczciwy człowiek.
— Zawsze to jakoś na cymbała wychodzi.
— Majętny obywatel.
— Czołem tedy przed nim! Wszak ci pożyczy piéniędzy.
— Ale porzućże — ot zaprezentuję ci go.
— Mego przyjaciela Szatana. Pan Stanisław N.
— Bardzo mi przyjemnie, tak niespodziéwaną zrobić znajomość — tyle o panu słyszałem, rzekł Staś.
— Same potwarze! odrzekł Szatan dając rękę, same potwarze!
A widzisz szepnął Szatan do Tymka, to nie głupi chłopiec dalipan.
— Tym czasem, jeśli mamy radzić, radź-