Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

wiérzchu, drugiego na spodzie, z dodatkiem że można ręce poparzyć. Niechcecie mnie słuchać, a więc żegnam.
— Ale poczekaj że professorze, wstrzymał go Redaktor, mnie tu nie o czcze rozprawy chodziło, ale o skuteczną radę, o radę organiczną, żywotną. Żaden z was mi takiéj nie dał.
— Jakto! zaśmiał się Szatan, alboż może dać, kto niéma czego! — Ale posłuchaj — ja ci ją dam.
— To będzie żart.
— Fi! Wcale nie żart! Chcesz aby Dziennik prosperował?
— Oto mi chodzi!
— No — jest jeden sposób tylko —
— Jaki?
— Staraj się o dwa tysiące prenumeratorów.
— Wybornyś, ale daj sposób złowienia choć połowy.